Poniżej pierwsza ważna wypowiedź tej dyskusji
Pawłe, czy dobrze zrozumialem? Biegasz tygodniowo ponad 100km?PawelS pisze:Po pierwsze, to żaden wyścig śmierci! Jak zwarta grupa szaleńców grzeje całą szerokością jezdni z taka szybkością, to straty muszą być, jak nie w ludziach, to w sprzęcie. Kiedy pierwszy raz startowałem w Berlinie w 2000 roku, jeszcze wtedy w biegu, to 2 zawodników na prawdę nie przeżyło zawodów. O ile pamietam, jeden ok 50-60, a drugi ok 35 lat. Jeden umarł na trasie, a drugi już na mecie. Warunki były praktycznie identyczne, jak wczoraj, więc bardzo dobre. Potem była dyskusja w Internecie, na ile start w maratonie może być niebezpieczny. Okazało się, że przypadki zgonów nie są tak żadkie, jak by się zdawało, a z czystego rachunku prawdopodobieństwa wynika, że przy 35 tysiącach ludzi podejmujących ekstremalny wysiłek, zawsze może się to zdzarzyć. Na rolkach sprawa jest trochę inna, bo dochodzi szybkość, ja miałem średnią prawie 27 km/godz, więc fragmentami na pewno dobrze przekraczałem 30. Przy takiej prędkości spotkanie z jakąkolwiek przeszkodą może skończyć się bardzo kiepsko. W sobotę widziałem koło siebie ze 3-4 upadki na prostych, łatwych odcinkach, które najprawdopodobniej wynikły z chwilowego osłabienia koncentracji. Zawodnicy się dość efektownie przeturlali, ale raczej bez dużych strat. Największy stres miałem, jak cudem ominąłem zawodniczkę, która na płaskiej jak stół jezdni fiknęła mi prosto pod nogami! Tym razem się jakoś wybroniłem, ale na przyszłość muszę potrenować skoki. W zasadzie ryzykownych sytuacji nie miałem, może poza jedną, gdy ktoś mnie zaczepił rolką, bo ciasno na prawdę było. Widać to nawet po moich przednich kółkach, które w paru miejscach po zewnętrzenej dostały kolorowych łat najwyrażniej od przytarcia do innych kółek! Jeśli chodzi o wysiłek, to oceniam, że na rolkach jest to około 50% tego, co w biegu. Potwierdza to także różnica w wydatku energetycznym, która też jest podobna. Dla mnie, po 2-3 miesiecznym treningu maratońskim (oznacza to treningi po ponad 100 km tygodniowo, głównie biegiem) start na rolkach to kaszka z mleczkiem. Przez całą trasę cisnąłem na maksa i ograniczeniem nie było zmęczenie, tylko tłok i brak wyszkolenia technicznego. Gdyby było luźniej, pewnie jeszcze bym urwał parę minut, ale potem i tak osiągnąłbym próg swoich możliwości jeśli chodzi o szybkość. Następnego dnia w biegu, to była zupełnie inna para kaloszy. Przede wszystkim zregenerowanie organizmu w 15 godzin, to niezłe wyzwanie. Ale ostatecznie od tego jestem lekarzem, żeby wiedzieć jak to zrobić. Przede wszystkim nawodnienie, elektrolity i węglowodany. A dalej to już tylko taktyka. Pierwsza połówka wolniej, zresztą i tak nie mogłem poszaleć, bo miałem jeszcze kontuzję z ostatnich treningów biegowych, która na szczęście nie była odczuwalna na rolkach, ale bałem się, że mogę biegu po prostu nie ukończyć. Ostatecznie zacząłem bardzo wolno, ale w drugiej połówce, jak już widziałem, że wiekszej krzywdy sobie raczej nie zrobię, to pobiegłem 10 minut szybciej niż w pierwszej i wynik był całkiem przyzwoity. Zobaczymy jak to wyjdzie w klasyfikacji łącznej. W zeszłym roku byłem 22 na prawie 90 sklasyfikowanych. Tak więc należy mnie traktować raczej jak biegacza, który jeździ na rolkach, ponieważ regularnie startuję w biegach, a na rolkach praktycznie tylko Berlin (bo ekstremalnego maratonu w Łodzi raczej powtarzać nie będę). Ponadto, rolki niestety nie mogą być treningiem uzupełniajacym do biegania, bo pracują praktycznie wyłącznie prostowniki. Natomiast bieganie może być doskonałym treningiem uzupełniającym do rolek, o czym raczej niewielu myśli, sądząc po wynikach w Pile. Chetnie podziele się doświadczeniami, ale ten post jest juz chyba ciut za długi. Pozdrawiam.
Chciałbym spytać czy pomyliłeś się w czasie i było to 2:56 czy też maraton na rolkach jest aż do tego stopnia wyczerpujący?